Jesteś tutaj
FINAŁ III EDYCJI KONKURSU O NAGRODĘ IM. BARBARY SKARGI: PIOTR GRACZYK, GODŁO "MINOTAUR"
Autor o sobie:
Piotr Graczyk – ur. 1970, filozof i tłumacz, pracownik Instytutu Kultury UJ, redaktor kwartalnika „Kronos”. Przełożył na polski teksty Heideggera, Hegla, Schellinga, Schmitta, Benjamina, Adorna, Blumenberga, Taubesa i in. Publikował w „Kronosie”, „Znaku”, „Przeglądzie Politycznym” i in. Autor książki Maska i oko. Rozważania o tragedii, ironii i polityce (2013).
Fragment finałowego eseju Przyszłość pewnej przenośni. Przyczynek do pytania o historię sztuki:
„Wrażliwość” oznaczać może zarówno siłę, jak i słabość. Relacje między tymi dwoma sensami wydają się dość skomplikowane. Słabość, o którą chodzi we wrażliwości, ma raczej cielesny charakter. Wrażliwość w tym sensie oznacza gorsze znoszenie bodźców. Osobie wrażliwej szkodzi więcej bodźców zewnętrznych niż innym; w czasie gdy inni mogą biegać i cieszyć się „trzema fundamentalnymi radościami” Le Corbusiera, wrażliwiec siedzi w domu i połyka leki na alergię. Tymczasem gdy o wrażliwości mówi się jako o sile, ma się na myśli raczej coś z rejestru duchowego, jakąś cechę umysłową, powiedzmy: zdolność do rozróżniania większej liczby bodźców. A tym samym: zdolność do subtelniejszej reakcji, zdolność do działania w sposób bardziej różnorodny.
Jak widać, oba znaczenia mają ze sobą niejaki związek. Nie zachodzi tu pełna rozdzielność między aspektem cielesnym wrażliwości (pojmowanej jako słabość) a aspektem intelektualnym (wrażliwością pojmowaną jako siła). Można raczej mówić o swoistej interakcji czy sprzężeniu zwrotnym między tymi dwoma sensami wrażliwości. Interakcja ta przedstawiałaby się w schematycznym ujęciu następująco: szkodliwe bodźce, osłabiając fizycznie istotę wrażliwą, ranią ją, przebijają jej skórę (czy inne powłoki ochronne albo systemy immunologiczne); dzieje się tak w sytuacjach, w których powłoka ochronna u innych, mniej wrażliwych, funkcjonuje nienagannie, to znaczy nie przepuszcza żadnego bodźca. Otóż rany, jakie całe to nadliczbowe spektrum bodźców zewnętrznych pozostawia w organizmie jednostki wrażliwej, wybijają niejako pewnego rodzaju kod na jej ciele. Nie chcę tutaj rozstrzygać, jaki charakter ma ten kod. Można go zapewne rozpatrywać z różnych punktów widzenia i w różnych językach. Uprzedzając późniejsze rozważania, wyjawię od razu, że kod, o którym mowa (niczym „szyfr transcendencji”, chciałoby się w tonie lekkiego sarkazmu pod adresem autora Allgemeine Psychopathologie powiedzieć), stanowi według mnie – tak właśnie odczytuję Freudowską tradycję myślową – coś w rodzaju modelu prajęzyka, macierzy zdolności językowych, stygmat, który sprawia, że pewna istota żywa, zoon, staje się zoon logon echon. Ten kod, którym napiętnowany zostaje wrażliwiec, jest raną i w tym sensie osłabia – ale jest też zarazem instrukcją (wzbogaconego) działania i w tym sensie wzmacnia.
Mamy tu do czynienia z pewnego rodzaju pierwotną ambiwalencją. Nazwałbym jej występowanie „wydarzeniem wrażliwości”. Takie wydarzenie wrażliwości traktować można jako swoisty model antropogenezy. Osłabiające wzmocnienie, rana, która staje się instrukcją działania, deprywacja dająca możliwość rozwoju, wzbogacające okaleczenie: wszystko to nie są określenia, które mogłyby sugerować zbliżanie się do jakiejś „naukowej hipotezy”.
Nauka jest czymś późnym, bardzo późnym. Jest rezultatem, efektem. Jest czymś wypowiadanym, a nie czymś wypowiadającym, podmiotowym. Nie wie, co mówi, bo nie jest w stanie przestać mówić, nie jest w stanie zdystansować się do swojego języka. Działa naskórkowo; to, co w niej działa naprawdę głęboko – decyzje, które leżą u jej podstaw – nie należy do niej. Nauka nie potrafiłaby się tej swojej głębokiej warstwy nawet domyśleć, nie ma zresztą po temu odpowiednich narzędzi, sama jest tylko narzędziem, sama jest tylko naskórkiem, który nie wie nic o ciele, jakie chroni, choć ciału temu dostarczyć może pożytecznych informacji, nawet, a może zwłaszcza, gdy zostaje przerwane, gdy otwiera się w nim rana, zagrażająca niekiedy życiu, ale niekiedy też – wzmagająca życie. Wydarzenia, o których mowa – ambiwalencja wydarzenia wrażliwości – należą do mitu, do samego rdzenia mitu, który w relacji do nauki ma się tak jak nieświadomość w stosunku do świadomości. Chodzi tu o obrazy dotykające kwestii pojawienia się mitu jako takiego – nadejścia tragedii – i jej związku z człowieczeństwem. Incipit tragoedia – i tylko wraz z nią zjawia się człowiek.
Literackim ekwiwalentem tak pojmowanego aktu antropogenetycznego – wydarzenia wrażliwości – mogłaby być Kolonia karna Kafki. Wyrafinowane narzędzie tortur, wymyślone przez Kafkę (i opisane chyba najpiękniejszą, największą rozkosz lektury wywołującą prozą, jaka kiedykolwiek powstała): torturujący „aparat” będący czymś w rodzaju chirurgicznej maszyny do pisania wypisuje krwawe hasło na ciele skazańca. Hasło, o jakim mówi się w opowiadaniu, brzmi: „bądź sprawiedliwy”.
Trudno o dobitniejsze ujęcie freudowskiej z ducha koncepcji antropogenezy. U Freuda wydarzenie to opisane zostało językiem greckiego mitu mówiącego o zabójstwie ojca jako fatum wiszącym nad człowiekiem i wpisanym w funkcjonowanie jego świadomości, choćby jego świadomość nie miała o tym pojęcia. Świadomość ma bowiem swój wymiar głębi; inaczej mówiąc: świadomość jest powierzchnią, jest naskórkiem, pod którym ukrywa się ona sama, ale w postaci nie do poznania „zinwertowanej” i zwróconej przeciwko sobie.
Zwrot ten, fundamentalna die Kehre, zachodzi w samej naturze – niech będzie, że to upadek, chociaż nie może mieć on u Freuda konotacji teologiczno-moralnych, ale jednak jest odpowiednikiem strukturalnym grzechu pierworodnego: rozważając to wszystko, ani na chwilę nie opuszczamy przestrzeni mitycznej, manewrujemy w nieruchomym, martwym środowisku mitu, pod nigdy nie gasnącymi gwiazdami, w świecie przypominającym scenerię jakiegoś koszmarnego snu. Zwrot, o którym mowa, jest zwrotem antropogenetycznym, wiąże się z imieniem pierwszego człowieka. Adamem freudyzmu jest Edyp. „Wydarzenie wrażliwości”, o jakim była mowa wyżej – sytuacja, która rozgrywa się w Kafkowskiej kolonii karnej – to tyle co freudowskie wydarzenie edypalne, zwrot edypalny.
Piotr Graczyk o swoim eseju:
Schiller pisał, że sztuka jest pięknym kłamstwem, a centralna hipoteza eseju Przyszłość pewnej przenośni głosi, że kłamstwo to rozumieć można jako przeniesienie, w sensie zapożyczonym od psychoanalizy. Narzędziem tego przeniesienia sztuki są przenośnie, w których zakochuje się użytkowniczka/użytkownik sztuki – bo projektuje na nie traumę konstytutywną dla człowieczeństwa, nazywaną w eseju „wydarzeniem wrażliwości” albo „zwrotem edypalnym”. Wydarzenie to polega na wzmacniającym osłabieniu zwierzęcości, na inwersji popędu, która odcina ludzi od animalnej przeszłości i daje im zarazem przyszłość jako czas umierania, czyni z nich zwierzęta ułomne i dlatego obdarzone mową. Z tej perspektywy filozofia jest zresztą tylko odmianą sztuki: pewnego rodzaju konwencją literacką. Zarówno sztuka, jak i filozofia produkują przenośnie mające rozwiązać śmiertelny splot, w jaki wikła ludzi „wydarzenie wrażliwości” – rozwiązać przez pogodzenie się z nim lub próbę przezwyciężenia śmiertelności czasu: przez terapię albo rewolucję.