Jesteś tutaj
FINALIŚCI II EDYCJI KONKURSU O NAGRODĘ IM. BARBARY SKARGI: GRZEGORZ TRELA I RENATA TRELA (GODŁO "PERDITION GARDENS")
Autorzy o sobie
Renata Trela – żona, mama, córka. W życiu zawodowym – historyk, nauczycielka w Zespole Szkolno-Przedszkolnym w Mesznej. Doktorantka w Instytucie Filozofii i Socjologii UP w Krakowie. Uprawia ogród i filozofię. Oswaja koty, dzieci, kuchnię. Mieszkanka wsi Bystra.
Grzegorz Trela – mąż, tata i syn. Na co dzień człowiek nudny i interesujący się nudą. Kolekcjonuje „dzieńciołki”. W życiu zawodowym – nauczyciel akademicki i filozof nauki. Obecnie zatrudniony jako adiunkt w Instytucie Filozofii i Socjologii UP w Krakowie. Mieszkaniec wsi Bystra.
Renata Trela i Grzegorz Trela o swoim eseju:
Esej pulsuje. Strukturą narracyjną imituje przebieg żywej myśli: z jej nawrotami, przeskokami, zaprzeczeniami, cytatami, pytaniami i zwątpieniami, wreszcie próbami artykulacji odpowiedzi na tytułowe pytanie. Wykorzystaliśmy elementy dialogu, monologu wewnętrznego, powieści autobiograficznej, momentami tworząc neologizmy. Nawiązujemy do klasyków eseistyki, literatury i filozofii, a także kultury masowej. Całość zaś przyprawiona jest odrobiną futurologii. Jest to fabularyzowana, filozoficzno-literacka opowieść o fikcyjnej postaci ReQuine – nanizana na tytułową, nielinearną metaforę. Wstęga Möbiusa, rozumiana jako metafora, umożliwia zniesienie ograniczeń tradycyjnej narracji, przenosząc czytelnika w opowieść o światach możliwych. Oś teoretyczna eseju koncentruje się wokół problemu autentyczności, widzianego w perspektywie dialektycznej relacji, zachodzącej między „ja” i „nie-ja”. Konfrontujemy współczesną kulturę z jej korzeniami, tj. maksymami delfickimi i sentencją naczelną: Poznaj samego siebie. Esej jest quasi-literacką całością, rozgrywającą się głównie w przebiegu wewnętrznych stanów bohatera. Twierdzimy, iż kultura współczesna i jej życie społeczne definitywnie wystąpiły z ram tradycji. Dlatego nie może być mowy o zniesieniu antynomii, która zachodzi między drogą samodoskonalenia jednostki, a postacią kultury, dominującą w świecie współczesnym. Staraliśmy się wrócić do pierwotnego sensu „filozofowania”, tj. namysłu nad problematyką bez dbałości o rozpowszechnione podziały na szkoły, nurty, kierunki i tendencje filozoficzne.
WSTĘGA MÖBIUSA
(fragmenty finałowego eseju)
(…) ReQuine był nałogowym czytelnikiem, nie mógł przejść obojętnie obok niepozornej witryny księgarskiej, wypełnionej chaotycznie rozsypanymi książkami, napisanymi przez autorów o znamienitych nazwiskach. Zaintrygowało go to, że choć tomy były mocno sfatygowane i pokryte grubą warstwą kurzu – tak iż sprawiały wrażenie pamiętających czasy Gutenberga – to na ich grzbietach widniały nazwiska pisarzy całkiem współczesnych, takich jak Fukuyama czy Rawls. Kolejne zdziwienie, graniczące z szokiem, przeżył przekroczywszy próg nędznego sklepiku, w którego wnętrzu miast spodziewanego półmroku i podniszczonych półek, uginających się od zapomnianych woluminów, zobaczył sterylne, futurystycznie zaaranżowane pomieszczenie, w którym nie było niczego innego prócz stanowiska komputerowego, zalotnie błyskającego monotonią rojów gwiazd płynących z wygaszacza ekranu. Ze stanu osłupienia wybudził go niewieści Głos miękko pytający:
– W czym mogę pomóc?
ReQuine rozejrzał się wokół – źródła Głosu nie zlokalizował. Niepewnie wydukał z siebie:
– Chciałbym obejrzeć „Koniec historii” Francisa Fukuyamy, widziałem na wystawie.
– Niestety nie mamy takiej książki – odpowiedział Głos.
– Jak to? – tu wskazał dłonią na okno wystawowe, którego jednak nie było w miejscu, gdzie spodziewał się je zobaczyć. Niepewnie wycofał się ku wyjściu. Gdyby to było możliwe – jego zdziwienie byłoby jeszcze większe, albowiem na zewnątrz, owszem znajdowała się witryna wypełniona książkami, tyle że tak ich ułożenie, jak i rzucające się w oczy nazwiska autorów i tytuły były zasadniczo odmienne od tych, jakie widział jeszcze przed chwilą. Powrócił do środka i rozglądając się wokół niepewnie zapytał:
– Czy to antykwariat?
– Coś w tym rodzaju – odpowiedział Głos – chociaż raczej czytelnia, udostępniamy czytelnikom rozmaite pisma. Dziś można u nas przeczytać „Maksymy delfickie, czyli o tym jak Platon z Feyerabendem o nauce, edukacji i poznawaniu samego siebie debatowali”.
– Pani raczy ze mnie żartować? Platon z Feyerabendem? Debatowali?! Toż to przecież logicznie niemożliwy anachronizm!
– Jeśli chce mnie pan nazywać „panią” – proszę bardzo. Jeśli chce pan nazywać tę publikację „logicznie niemożliwym anachronizmem” – proszę bardzo. Profesjonalizm i powaga jest zasadą funkcjonowania naszego przedsiębiorstwa – wyrecytował miękko, choć lekko monotonnie Głos.
– Czyli nie chodzi o Platona, autora „Sympozjonu”? I dlaczego właśnie dzisiaj można przeczytać pisma tego autora? – zapytał ReQuine, który odczuł, że mieszanina szoku i irytacji przyprawia go o zawrót głowy.
– Każdego dnia udostępniamy inny tekst, innego autora, innemu czytelnikowi. Specjalizujemy się w pismach, które w potocznym mniemaniu nigdy nie zostały napisane – wyjaśnił miękki Głos.
– Przecież to nonsens! – żachnął się ReQuine. Czyli co – jak przyjdzie ktoś inny, to udostępnicie mu inny nieistniejący tekst innego autora?!
– Proszę wybaczyć, ale dziwi nas łatwość formułowania przez pana wniosków, zważywszy na ich nietrafność. Dziś już nikt tutaj nie przyjdzie, jutro przyjdzie tutaj ktoś inny i przeczyta inny tekst innego autora. Oczywiście może pan w dowolnym momencie wyjść i już nigdy tu nie powrócić. Jest pan wolny – wyjaśnił Głos z miękkością z wolna ReQuine’a irytującą.
– Wyznam, że nic z tego nie rozumiem – powiedział ReQuine nie ustając w poszukiwaniu źródła emitującego Głos.
– Proszę wybaczyć, ale nie ma chyba specjalnej różnicy pomiędzy świadomością niewiedzy a niewiedzą, którą ludzie w swej nieświadomości zwykli zwać wiedzą. Czy jest pan zainteresowany „Maksymami delfickimi”? Jeśli tak, proszę usiąść przed monitorem. Niebawem zamykamy – kontynuował Głos.
Kiedy ReQuine usiadł przed monitorem, ten rozświetlił się automatycznie i oczom jego ukazały się rządki liter napisanych jakby odręcznie.
– Monitor reaguje na ruch pana gałki ocznej i przewija pismo w miarę, jak będzie pan je czytał – wyjaśnił Głos uprzedzając pytanie.
(…) Lubił myślenie i lubił spacerowanie, zwłaszcza bez wyraźnego celu. Był więc perypatetykiem, ale w jego przypadku jeszcze lepszym określeniem jest muzungu. W języku swahili muzungu to określenie, którego używają mieszkańcy Afryki Wschodniej na człowieka o białym kolorze skóry. To, co w określeniu tym najbardziej frapujące, to jego etymologia i pierwotne znaczenie. „Zungu” to wirujący wokół własnej osi. Afrykanie nazywali pierwszych Europejczyków, z którymi się zetknęli – muzungu, gdyż ci jawili im się jako wędrujący bez sprecyzowanego sensu czy celu. Nazywając rzecz po imieniu: nie umieli odnaleźć się w tutejszych realiach i notorycznie gubili się w nich. ReQuine był więc muzungu w każdym z trzech narzucających się sensów: mieszkał w Afryce Wschodniej, był biały i lubił długie pozbawione wyraźnego celu przechadzki.
(…) lepiej rozumiem rzeczywistość od czasu, kiedy stykam się z nią nie tylko konceptualnie, ale przede wszystkim namacalnie, nierzadko całkiem boleśnie. To była moja maksyma delficka – tłumaczył nielicznym, którzy znali ten aspekt jego życiorysu. (…) Innym przejawem samoświadomości jest konsekwencja jednej z powyższych obserwacji – jesteśmy godni tego, aby zrobić coś wartościowego dla samych siebie.
(…) Zdecydowanie nie wolno być niewolnikiem czasu (i niesionych przez niego zobowiązań), ale też nie można być jego otwartym wrogiem. Użyteczną może zdać się w tym kontekście metafora sprawnego wioślarza, płynącego przez wartki strumień – trzeba minimalizować wysiłek – gdy to zbędne, dryfować wraz z nurtem – gdy nam po drodze, płynąć pod prąd – jeśli nasze cele są tego warte (wartkie – nomen omen) i godziwe, ale pamiętać przy tym należy o naszej ograniczoności („myśl jak śmiertelny”); korygowanie biegu rzek nie jest w gestii wioślarza.
(…) tam, gdzie nie wiązano by z prawdą żadnej wartości, uprawianie nauki byłoby niemożliwością. Nota bene niemożliwe byłoby uporządkowane życie społeczne, albowiem warunkiem komunikowania się ludzi, ich współpracy jest pozytywne wartościowanie przekazywania informacji prawdziwych. W tym sensie wiedza jest cnotą, a obowiązkiem moralnym jest mieć nie tylko dobre chęci, ale i rzetelną wiedzę o tym, o czym się informuje. Jak się wydaje, nie inaczej będzie w aspekcie jednostkowym tj. poznanie samego siebie jest obowiązkiem moralnym.
(…) Jest więcej niż „niewykluczone”, że w naszych rozważaniach o kulturze, cywilizacji i społeczeństwie powinniśmy metaforę linearną, zaczerpniętą z geometrii euklidesowej zastąpić metaforą przestrzenną, wywodzoną z geometrii nieeuklidesowych. Od blisko stulecia żyjemy w nieeuklidesowej rzeczywistości fizykalnej, ale wciąż tkwimy w euklidesowym świecie społecznym. Tego rodzaju schizofreniczne rozdwojenie nie może pozostawać bez wpływu na jakość tegoż życia. Linia czy liniowa fala zamknięta w przestrzeni nie musi być okręgiem czy kołem. Beckettowskie: „wszystko powtarza się bez końca i wszystko zdarza się tylko raz” w przestrzennej metaforyce nieeuklidesowej zyskać może – przykładowo – postać wstęgi Möbiusa. Jak mawiają matematycy: dwuwymiarowa zwarta rozmaitość topologiczna istniejąca w przestrzeni trójwymiarowej. Wstęga Möbiusa – rozumiana jako metafora osobliwego continuum opozycji prawdy i fałszu – płynnie przechodzących jedne w drugie. Stwarza możliwość przedefiniowania tj. wyrażenia w zasadniczo nowych kategoriach tego, co stanowi o sednie kultury – metaforyzowanej nieeuklidesowo. Zatem w opozycji do wyczerpanych eksplanacyjnie metafor linearnej dwubiegunowości czy też opozycyjności a’la Arystoteles i jego logika dwuwartościowa.
(…) Niegdyś mity, legendy, literatura, obecnie programy telewizyjne, filmy czy Internet - ukazują świat, jakiego w całym bogactwie nikt nigdy nie doświadczył. Wzajemne powiązanie tych, jakże odmiennych, jednostkowych narracji składa się na całość zwaną kulturą. Od zarania dziejów do czasów nowożytnych, a nawet do początków minionego stulecia dominowały narracje bezpośrednie tj. twarzą w twarz, stopniowo wypierane przez druk, radio i telewizję – tworzące nowego rodzaju rytuały, stanowiąc dla znaczącej części współczesnej społeczności zasadniczy składnik otoczenia, środowiska naturalnego. Dojrzewa pokolenie, które od urodzenia jest ściśle otoczone medialną siecią. Zasadniczym determinantem czasów współczesnych jest dokonująca się rewolucja cywilizacyjno-kulturalna.
(…) W takiej perspektywie niemal wszyscy reprezentanci cywilizacji zwanej śródziemnomorską żyją w stanie przesytu i nadmiaru, przy jednoczesnym poczuciu niezaspokojenia. … zagubiliśmy gdzieś po drodze zainteresowanie jakością, głębią przeżycia, doznania.
(…) inne nowe zjawisko: serfowania po realności. Powierzchownego ślizgania się po kulturze, edukacji, sztuce, ale także relacjach międzyludzkich, przyjaźniach i więziach rodzinnych. Przyszło nam żyć w świecie, w literalnym sensie, powierzchownym. Świecie pozoru i blichtru, świecie wyciągania płaskich konsekwencji przez chytrych ludzi. Jest to świat wizerunku i wizażystów – zarówno tych zawodowych, jak i amatorskich, klecących iluzje i złudzenia umożliwiające prześlizgiwanie się od kreacji do kreacji. Kreacji wirtualności udającej realność. Świat 3D, 4D, 5D – to nie tylko nowoczesne kina, to nasze codzienne spotkania, relacje międzyludzkie, a i sami ludzie wielu „D” – atrapy ludzi.
(…) Czy nauka zbliża się do wyjaśnienia – w sensie rozwiązania – choćby jednej z istotnych zagadek dręczących ludzkość od zarania dziejów? Najlepiej radzą sobie uczeni z rozwiązywaniem problemów, które sami wygenerowali lub które okazują się dalszymi (nieprzewidywalnymi) konsekwencjami doraźnych rozwiązań. Pamiętać należy o procesie specjalizacji, który nawet na poziomie deklarowanych kompetencji nie sprzyja refleksji. Tym bardziej, że w większości przypadków pytania, które jawią się jako uniwersalne, filozoficzne, pozostają nawet nietknięte. No dobrze, ale przecież coraz więcej (?) potrafimy … wykrywamy dziesiątki, setki, miliony aspektów rzeczywistości, które zdawały się przed nami skrywać. Czy poza nagromadzeniem gigantycznej ilości frapujących „opowieści”, jakie rodzą się na gruncie nauk, zbliżyliśmy się choć trochę do zrozumienia „natury”, powiedzmy, myśli?