Jesteś tutaj
Finaliści Konkursu o Nagrodę im. Barbary Skargi: Marek Kozłowski
Autor o sobie:
Marek Kozłowski (ur. 1951) – studiował chemię i filozofię na Uniwersytecie Łódzkim. Zajmuje się filozofią nowożytną, głównie krytyczną recepcją filozofii Hegla i Marksa; doktorat Jakościowa zmiana społeczna w świetle twórczości Karola Marksa (1983), habilitacja Encyklopedia kapitału w zarysie (Łódź 1994). Obecnie pracuje w Katedrze Historii Filozofii na stanowisku profesora nadzwyczajnego.
W ostatnich trzech latach opublikował dwa artykuły:
– Hegel jako krytyk idei umowy społecznej, [w:] Umowa społeczna i jej krytycy w myśli politycznej i prawnej, Wydawnictwo Naukowe Scholar, Warszawa 2010, s. 378–398,
– Karol Marks i kryzys kapitalizmu, [w:] Filozofia i wolność, Wydawnictwo UŁ, 2010, s. 243–272;
i trzy referaty konferencyjne:
– Bóg wartości a wartość Bogów, [w:] Bóg człowiek świat wartości, Wydawnictwo Naukowe „Śląsk”, Katowice 2010, s. 11–17,
– Bóg miejsca a miejsce Boga w świetle Wykładów Hegla, [w:] Bóg Wschodu i Zachodu, Wrocławskie Wydawnictwo Naukowe ATLA 2/Instytut Filozofii Uniwersytetu Łódzkiego, Łódź 2012, s. 37–47,
– Bóg filozofów wobec Boga mistyków: wyższość bez protekcjonalności, Hybris. Internetowy magazyn filozoficzny, 21(2013), s. 17–26.
Przewrót kopernikański 2.0
(fragment finałowego eseju)
Iluminacja to za mało. Filozofia swym miłośnikom umożliwia doświadczenie lewitacji. Jako metafizyka przekracza filozofia ustalenia fizyki i matematyki, ponieważ nie zadowala się wiedzą o zewnętrznym świecie, wytwarzaną przez integrujące obie te nauki nowożytne matematyczne przyrodoznawstwo, i dąży do samowiedzy, która wpisując formalną pewność przedmiotowej wiedzy w podmiotową logikę wiedzotwórczej aktywności, rekonstruuje całość dostępnej nam prawdy. Wiedzę, która dla matematycznego przyrodoznawstwa jest celem poznania, metafizyka – biorąc na siebie ryzyko nadinterpretacji czy nieporozumienia – przekształca w środek samopoznania. Ponieważ metafizyka musi respektować formalną koherencję wewnętrzną przedmiotowej wiedzy, którą w poszukiwaniu podmiotowej samowiedzy przekracza, zaniepokojeni ewentualnymi turbulencjami nie muszą zapinać pasów – jeśli znoszą bez sensacji ziemskie przyciąganie oraz ruch wraz z Ziemią wokół Słońca, żaden dyskomfort im nie grozi. Wprost przeciwnie, neutralizacja przyciągającej nas do Ziemi grawitacji oferuje stan przypominający „idealne warunki”, których istnienie musieli zakładać nowożytni przyrodoznawcy, by zrozumieć i wyjaśnić prawa rządzące zjawiskami w bezpośrednio przez nas doświadczanych warunkach nie-idealnych. Skoro ruch Ziemi jest bezpośrednio doświadczany jako pozór jej bezruchu, dlaczego mielibyśmy wykluczać, że bezpośrednio doświadczana grawitacja jest pozorem przesłaniającym prawdę o naszej lewitacji w przestworzach kosmosu. Grawitacja nie jest bowiem oddziaływaniem jednostronnym – nie tylko Ziemia przyciąga nas, ale też my przyciągamy Ziemię, i chociaż wzajemność w tej relacji na pierwszy rzut oka wydaje się daleka od symetrii, to jednak już sam fakt, że, w przeciwieństwie do Ziemi, świadomie w tym wzajemnym oddziaływaniu uczestniczymy, otwiera pewne możliwości, w sposób najbardziej spektakularny wykorzystane przez Kopernika, który, mimo wspomnianej dysproporcji, potrafił „wstrzymać Słońce, ruszyć Ziemię”.
Nawet jako hipoteza idea Kopernika tworzyła nowy punkt widzenia, nowe stanowisko teoriopoznawcze, wedle którego z konieczności pośrednia weryfikacja owej idei miała dokonywać się przez bezpośrednią konfrontację z możliwymi do uzyskania danymi obserwacyjnymi. Pierwszym ich dostawcą został Galileusz i odtąd hipotetyczna idea stała się weryfikowalną wiedzą, gromadzoną przy uwzględnieniu nowego założenia, że trudny do uniknięcia udział w ruchu Ziemi wprawdzie ogranicza zakres naszego poznania do ustalania praw rządzących zjawiskami, przy jednoczesnym braku dostępu do rzeczywistości takiej, jaka jest ona „sama w sobie”, niemniej uzyskiwana, dzięki zastosowaniu matematyki, niezawodna obowiązywalność tych praw wydawała się za te ograniczenia satysfakcjonującą rekompensatą. Kiedy zaś Newton odkrył, że niezawodna obowiązywalność prawa grawitacji łączy się z jego powszechną ważnością, przewaga satysfakcji nad obiekcjami zdawała się nie podlegać dyskusji. Oto bowiem na Wszechświat jako całość ekstrapolowana została obowiązywalność dotkliwie niekiedy na Ziemi doświadczanego prawa, wedle którego podlegamy przyciąganiu po linii prostej biegnącej do jej środka. Jednak zgodnie z ideą Kopernika poruszamy się wraz z Ziemią nie tylko jej ruchem obrotowym wokół własnej osi, ale także jej ruchem obiegowym dookoła Słońca. Określenie „poruszamy się wraz Ziemią” znaczyłoby tu jednak, zważywszy na przewagę Ziemi w jej wzajemnym z nami grawitacyjnym przyciąganiu, że zarówno w jej ruchu obrotowym, jak i obiegowym, mimo naszej, zyskanej dzięki Kopernikowi, świadomości tego ruchu, jesteśmy po prostu razem z tą naszą świadomością przez nią wleczeni, zaś wszechświatowy wymiar grawitacji nie pozostawia żadnej nadziei, że kiedykolwiek będzie, czy nawet: że w ogóle może być, inaczej. Ostatnim wyobrażeniem owego „inaczej” był wieńczący przedkopernikańską, geocentryczną kosmologię „świat nadksiężycowy”, sfera „idealnych warunków”, kwintesencji i lewitacji, który jednak, jako niespełniający ustanowionego przez matematyczne przyrodoznawstwo wymogu doświadczalnej weryfikacji, został „przykryty” przez Newtona koncepcją powszechnej grawitacji i przestał być brany pod uwagę.
Leżący u podstaw nowożytnej cywilizacji niemal całkowity triumf matematycznego przyrodoznawstwa był niewątpliwą zasługą tej władzy umysłu, która a priori wyznacza zakres i teoretyczną strukturę dokonywanego przy udziale zmysłów „możliwego doświadczenia” i którą za Kantem należałoby nazwać analitycznym rozsądkiem (Verstand), w odróżnieniu od dialektycznego rozumu (Vernunft). Co więcej, według Kanta ta nadzwyczajna ekspansja matematycznego przyrodoznawstwa była możliwa właśnie dlatego, „że” obydwie władze umysłu zostały od siebie wyraźnie odróżnione, co on sam w Krytyce czystego rozumu jedynie potwierdza i ugruntowuje, zestawiając w transcendentalnej logice analitykę z dialektyką po to głównie, by przez ich skontrastowanie uczynić oczywistym, że analityka rozsądku jest „logiką prawdziwości”, podczas gdy dialektyka rozumu jest pozbawioną „wszelkiej prawdziwości” niepoprawną skłonnością do kultywowania pozoru, do zwodniczego kuglowania słowami, którego krytyka zostaje formalnie uznana za dział logiki, by mieć pod kontrolą zagrożenia ze strony ustawicznie w nim wytwarzanych „sofistycznych mamideł”. Różnicę pomiędzy obydwiema władzami umysłu eksponuje Kant także porównując rozsądkowe wiedzotwórstwo do „krainy prawdy”, będącej jednak zaledwie „przez samą przyrodę zamkniętą w niezmiennych granicach” wyspą, otoczoną „szerokim i burzliwym oceanem” dialektycznego rozumu jako „właściwej siedziby ułudy”. Źródłem władzy rozsądku w „krainie prawdy” musiał więc być ów spełniany przezeń w jej granicach wymóg doświadczalnej weryfikacji, który eksponował wprawdzie niejaką przyziemność wiedzotwórczej aktywności rozsądku, oferując jednak w zamian nadzwyczajną użytkowość wytwarzanej przy jego pomocy wiedzy. Właściwy rozsądkowemu wiedzotwórstwu wymóg doświadczalnej weryfikacji jej rezultatów znalazł też zastosowanie przy potwierdzaniu prawdziwości teorii Kopernika, co pozwoliło hipotezę o ruchu Ziemi zmienić w możliwą do zweryfikowania wiedzę, niemniej wspomniana przyziemność rozsądku sprawiała, że tymczasem zweryfikowana mogła zostać jedynie wiedza o obrotowym ruchu Ziemi, ponieważ tylko ten rodzaj jej ruchu mógł znaleźć się w zasięgu dostępnego rozsądkowi doświadczenia. W rezultacie, wspomniany triumf wiedzotwórczej aktywności rozsądku, przejawiający się w ekspansji matematycznego przyrodoznawstwa, był jedynie skutkiem ekstrapolacji na całość Wszechświata grawitacji1, w tym sensie wciąż jeszcze geocentrycznej, że linearnie pozycjonującej nas względem środka Ziemi jako – reprezentującego ją w koncepcji Newtona – punktu, przez który musi przebiegać oś jej obrotu. Poza zasięgiem „możliwego doświadczenia” znalazł się natomiast obiegowy ruch Ziemi wokół Słońca, wskutek czego właściwy heliocentryzm mógł ubiegać się co najwyżej o status, używając terminologii Kantowskiej Krytyki, regulatywnej idei dialektycznego rozumu. Innymi słowy, właściwy heliocentryzm musiał stać się domeną już nie fizyki, ale metafizyki, ideą świata tylko możliwego, hipotetycznie obejmującego sobą, zarazem jako jego nadbudowa i fundament, gmach nowożytnej cywilizacji wzniesiony przez doświadczalnie weryfikowane rozsądkowe wiedzotwórstwo. Zadanie dostarczenia procedur zespolenia zmysłowej fizyki i rozumowej metafizyki (bez którego dokończenie „przewrotu kopernikańskiego” nie wydaje się możliwe) przypada w udziale matematyce jako dyscyplinie tradycyjnie w relacji pomiędzy nimi pośredniczącej, jednak matematyka w ograniczającej ją roli rozsądkowego pośrednika już się wtedy nie mieści. Właściwie cała nowożytna filozofia, począwszy od Kartezjusza, jest miejscem poszukiwania matematycznej formuły przezwyciężenia owego fizyczno- metafizycznego dualizmu, którego rozwiązanie dopiero rozpoczyna się w krytycznej filozofii Kanta, gdzie rozsądek i rozum są wprawdzie sobie jeszcze przeciwstawiane, jednak już w ramach jednej i tej samej transcendentalnej logiki. Kant, jak wiadomo, bezpośrednio odwołuje się do „przewrotu kopernikańskiego” jako przykładu mającego zilustrować ogólne przesłanie jego własnej filozofii. Czyni to jednak w sposób, który może nasuwać wątpliwości. Mianowicie, próbując naśladować polskiego astronoma, inicjuje Kant w filozofii „przewrót kopernikański”, którego następnie nie potrafi doprowadzić do końca. Mimo sygnalizowanego wstępnie zamiaru zbudowania w filozofii organicznego systemu „rozważanego jako całość”, który, jako „zupełny system czystego rozumu”, byłby właśnie owego „przewrotu” oczekiwanym zwieńczeniem, pozostaje Kant wciąż „w trakcie” zainicjowanego przez siebie „przewrotu”, tzn. poprzestaje na „krytyce transcendentalnej”, która (jako propedeutyka) tylko prowadzi do nowego systemu, zarazem do niego nie doprowadzając. Tymczasem celem „przewrotu kopernikańskiego” nie jest kultywowanie „przewrotu” jako takiego, lecz dokonanie „potwierdzającego trafność krytyki rozumu” przejścia pomiędzy dwoma „organicznie zbudowanymi systemami rozważanymi jako całość”, mianowicie przejścia od geocentryzmu do heliocentryzmu.
Spis treści eseju Przewrót kopernikański 2.0:
I. Pytanie do Kanta: czy można wyzwolić „widza” z nieruchomości „każąc mu się obracać ”?
II. Logika transcendentalna: jak krytyczne przeciwstawienie „realnej” analityki „urojonej” dialektyce przechodzi w ich bezwiedne zespolenie?
III. Lunocentryzm: urojony przystanek w drodze od geocentryzmu do heliocentryzmu.
IV. Hegel metafizycznie przekracza matematyczne przyrodoznawstwo (ze szczególnym uwzględnieniem matematyki).
V. Przewrót kopernikański 1.0 jest arbitralną zmianą sensu kosmologicznego centryzmu;
w wersji 2.0 staje się on dopełniającym przewrót – obrotem, uprzystępnionym przez Hegla w linearnej formie logiczno-historycznego procesu, w którym opatrznościową rolę samourzeczywistniającej się samowiedzy odgrywa filozofia.
1 „Ci więc, którzy oznajmili, że za pomocą hipotezy wzajemnego ciążenia ku sobie planet da się wyjaśnić wszystkie prawa rządzące ciałami niebieskimi, oddali bardzo cenną usługę, nawet pomimo to, że nie ukazali racji samego tego ciążenia. Lecz gdyby, nadużywając tego pięknego odkrycia, osądzili, że podali w nim ostateczną rację wystarczającą, tak iż nie pozostało nic, czego racji można by jeszcze szukać, i że ciążenie stanowi w materii jej najgłębszą istotę, to by się cofnęli ku obskurantyzmowi fizykalnemu i utajonym jakościom scholastyków. Wykazaliby też, że nie umieją się uczyć od obserwowalnych zjawisk, dotychczas bowiem nie potrafili odkryć nic poza tą siłą, która pędzi zmysłowo postrzegalne ciała ku środkowi ziemi, żadnego ogólnego znamienia grawitacji w materii” (Leibniz).