Jesteś tutaj
FINAŁ III EDYCJI KONKURSU O NAGRODĘ IM. BARBARY SKARGI: JOANNA BEDNAREK, GODŁO "EXUVII"
Autorka o sobie:
Joanna Bednarek – ur. 1982, filozofka z zawodu i powołania, pisarka z powołania. Pracę doktorską Polityka poza formą. Ontologiczne uwarunkowania poststrukturalistycznej filozofii polityki obroniła w 2011 roku. Członkini redakcji „Praktyki Teoretycznej”. Publikowała w „Nowej Krytyce”, „Czasie Kultury” i „Krytyce Politycznej”. Tłumaczyła m.in. Rosi Braidotti, Donnę Haraway i Karen Barad. Współpracuje z Pracownią Pytań Granicznych i z Interdyscyplinarnym Centrum Badań Płci Kulturowej i Tożsamości UAM. W latach 2006–2009 współpracowała z „Krytyką Polityczną”. Teksty literackie publikowała w „Czasie Kultury” i „FA-arcie”. Obszar kompetencji i zainteresowań: na przecięciu poststrukturalizmu, feminizmu, marksizmu autonomistycznego i literatury.
Fragment finałowego eseju Linie kobiecości. Jak różnica płciowa przekształciła literaturę i filozofię?:
Policja i polityka myśli
Zastanawia całkowita nieobecność polityki w Co to jest filozofia?. Wszechobecna w Kapitalizmie i schizofrenii, gdzie padają słowa polityka poprzedza byt, tutaj znika z pola widzenia. Dlaczego w schludnym trójpodziale filozofii, nauki i sztuki nie ma dla niej miejsca? Być może to zwykłe pominięcie: można by wobec tego zrekonstruować politykę jako czwartą formę myślenia, uzupełniającą trzy pozostałe. Jej operatorami byłyby relacje między członkami wspólnoty; sama wspólnota czy też polis byłaby płaszczyzną immanencji; groźba chaosu objawiałaby się w rozpadzie politycznego porządku. Specyficznie polityczną postacią mniemania byłoby zaś to, co Jacques Rancière nazywa policją: ustalony sposób przypisywania miejsca i funkcji poszczególnym elementom wspólnoty1. Polityka jako forma myślenia polegałaby – znów w duchu Rancière’a – na zmianie reguł rządzących przypisywaniem tych miejsc i funkcji.
Jeśli jednak uznamy, za autorem Dzielenia postrzegalnego, że polityka jest definiowana przez samą siebie jako działanie podejmowane przez właściwy mu podmiot – że [t]o relacja polityczna pozwala pomyśleć podmiot polityczny, nie na odwrót – okaże się, że polityka nie może być czwartą formą myślenia. Przypisując jej osobną płaszczyznę immanencji, otrzymalibyśmy bowiem nie tyle politykę, ile polityczność rozumianą jako wydzieloną, autonomiczną domenę, nie mieszającą się z pozostałymi domenami. Polityka mogłaby komunikować się z innymi formami myślenia tylko za pomocą swoich własnych, swoiście politycznych środków. Prowadziłoby to nie tylko do sytuacji, której nie można by zadać w prawomocny sposób pytania o politykę praktyki naukowej czy artystycznej, ale i do odpolitycznienia samej polityki. Polegałaby ona bowiem na zmianie reguł współistnienia, ale wyłącznie w obrębie politycznego medium / politycznej płaszczyzny immanencji – musielibyśmy podzielić nasz wspólny świat na polityczność jako jedyny obszar, w którym polityka jest możliwa, i na apolityczne naukę, sztukę i filozofię.
Jeśli jednak konsekwentnie uznamy politykę za sposób złożenia dowolnego możliwego do pomyślenia układu, niezależnie od tego, czym są jego części, będziemy mogli określić, czym różni się od pozostałych form myślenia. Takie ujęcie czerpie zarówno z wizji Rancière’a, jak i Latourowskiej koncepcji tego, co społeczne, definiowanego nie jako dziedzina, obszar czy quasi-substancja, ale jako sposób powiązania:
To, co społeczne nie znajduje się nigdzie w szczególności jako rzecz pomiędzy innymi rzeczami, ale może krążyć wszędzie jako ruch wiążący rzeczy niespołeczne2.
Polityka jako ruch rekonfiguracji dowolnych przedmiotów i ich układów nie jest osobną płaszczyzną, ale czymś, co przecina inne formy myślenia, zagnieżdża się w nich, mobilizuje je albo unieruchamia, deterytorializuje albo reterytorializuje, umożliwia myślenie albo je blokuje. Owszem, jest formą myśli – ale formą wyposażoną w efemeryczne, słabe operatory3 i pozbawioną własnej płaszczyzny immanencji, pasożytniczą lub symbiotyczną (w zależności od kontekstu – jej obecność może bowiem być dla innych form szkodliwa lub korzystna).
Polityka według Rancière’a wydarza się, kiedy wspólna przestrzeń ulega rekonfiguracji – kiedy w jej obrębie pojawia się to, co wcześniej było wykluczone, nie miało swojego miejsca4; wydawałoby się więc, że każda nowa myśl, jako sposób pojawiania się nowości w danym medium, jest z definicji polityczna (albo, jak powiedziałby Derrida, radykalna). Nie możemy jednak zadowolić się tak prostym rozwiązaniem. Założyliśmy wcześniej, że myśl wyrasta z chaosu podobnie jak z mniemania. W przypadku polityki sytuacja komplikuje się o tyle, o ile pozostaje ona w szczególnej relacji z mniemaniem. Jest to relacja jeszcze bardziej intymna niż ta cechująca naukę, filozofię i sztukę; relacja polegająca na szybszej oscylacji między mniemaniem i odcinającą czy odróżniającą się od niego myślą. Można powiedzieć, że polityka jest w stanie więcej zaczerpnąć od mniemania, częściej potrzebuje go jako odskoczni; kontakt z nim częściej jest dla niej dobroczynny, nie zaś szkodliwy.
Ponieważ polityka może zagnieździć się w każdej formie myślenia, zakłóca autonomię płaszczyzn immanencji. Każda z nich może zostać przesycona polityką, wytrącona z normalnego funkcjonowania polegającego na wytwarzaniu pojęć lub perceptów. Dlatego filozofii i sztuce można zadawać pytania polityczne i nie będą to pytania „zewnętrzne”, dotyczące tylko empirycznych warunków powstawania dzieła bądź teorii, ani też pytania dotyczące tego, co w dziele nie jest tak naprawdę dziełem, co stanowi tylko zanieczyszczającą je obcą domieszkę, wyraz osobistych poglądów autora, które prawdziwie wyrobiony odbiorca zwyczajnie pomija. Polityczny wymiar dzieła czy teorii nie jest czymś wobec nich zewnętrznym; tak samo jednak nie jest czymś jednoznacznie wewnętrznym. Czytając Co to jest filozofia?, łatwo zapomnieć o pochodzącej z poprzednich prac Deleuze’a i Guattariego wizji praktyki eksperymentalnej – filozoficznej, artystycznej, politycznej – jako uruchamiającej i integrującej wielość sił, splatającej wielość linii, które tworzą spójny, działający układ, ale zarazem rozrywają go, zmierzając w różnych kierunkach. Musimy jednak zachować tę wizję w pamięci, kiedy mówimy o specyfice sztuki i filozofii. Próba zachowania i utrwalenia granic między trzema płaszczyznami jest bowiem swego rodzaju posunięciem „policyjnym” ze strony autorów; próbują oni usunąć politykę ze swego schematu – a nie byłoby dobrze, gdyby im na to pozwolić.
Filozoficzna lub artystyczna płaszczyzna immanencji nie jest czymś w rodzaju Greenbergowskiego medium, zmuszającego filozofa i artystę do wypracowywania tylko jednego typu rozwiązań – swoiście filozoficznych albo swoiście artystycznych. A ściślej, te swoiste rozwiązania podlegają modyfikacji, deterytorializacji albo reterytorializacji, za sprawą sił politycznych, wplatających się, za każdym razem inaczej, w układ filozoficzny lub artystyczny. Dlatego polityka tekstu czy teorii nigdy nie jest wynikiem działania tylko jednego czynnika (na przykład radykalizmu formalnego). Genialny, radykalny formalnie tekst może być jednocześnie konserwatywny politycznie (przypadek Ulissesa) – i nieporozumieniem są wszelkie próby bronienia go przed zarzutami o konserwatyzm przez wskazywanie na radykalizm formalny. Polityka nie sprowadza się do efektu sensu lub jego podważenia; w przypadku tekstu stanowi heterogeniczny układ treści, metafor, strategii retorycznych, kontekstów kulturowych – które razem tworzą wypowiedź konserwatywną lub radykalną.
Być może najciekawsze są właśnie przypadki, w których linia bądź przepływ tekstu zostaje spleciona z linią/przepływem polityki, zdeterytorializowana przez nią, a następnie nadkodowana i zreterytorializowana w próbie ustabilizowania znaczenia, powstrzymania dalszej deterytorializacji. Różnica płciowa, która zaznacza swoją obecność w nowoczesnej5 filozofii i literaturze w takim samym stopniu jak w polityce, przecina wymiary nowoczesnej episteme, modyfikując je i upolityczniając; zarazem jednak stanowi skandal, z którym usiłują one sobie poradzić, umniejszając znaczenie tej modyfikacji czy wręcz zaprzeczając mu. Różnica płciowa pojawia się w nowoczesnej literaturze i filozofii ze szczególnym uporem; zarazem stanowi miejsce ich największej słabości, miejsce, w którym filozofowie (rodzaju męskiego używam nieprzypadkowo) przestają myśleć, a zaczynają strzec czystości swojej dyscypliny, miejsce, w którym pisarze przestają tworzyć bloki afektów, a zaczynają dawać wyraz swoim lękom i kompleksom. Dlaczego tak się dzieje?
1 Zob. Jacques Rancière, Nienawiść do demokracji, przeł. M. Kropiwnicki, Warszawa 2008, s. 60–61.
2 Bruno Latour, Splatając na nowo to, społeczne, przeł. A. Derra, K. Abriszewski, Kraków 2010, s. 152.
3 Polityczne operatory (choć należałoby je być może nazwać quasi-operatorami) charakteryzują się tym, że nie osiągają wymiaru pojedynczości/osobliwości tak, jak pojęcia czy percepty. Operatory, które wydają się swoiście polityczne, takie jak „proletariat” lub „kobiety”, mogą równie dobrze zostać ujęte na innej płaszczyźnie i przekształcone np. w pojęcia; to raczej uniwersalia, które podlegają ujednostkowieniu dzięki praktyce.
4 Rancière uznaje przy tym, że warunkiem tej rekonfiguracji jest język: podmiot zgłaszający roszczenie do obecności we wspólnym świecie dowodzi, że nie wydaje głosu, ale posługuje się językiem. Oznacza to, że polityka jest sprawą wyłącznie ludzką; niemożność posługiwania się językiem skazuje dany byt na trwałe i nienegocjowalne wykluczenie z polityki. Jak zauważa Latour, współczesne wyzwania polityczne zmuszają nas do zerwania z tego rodzaju antropocentryzmem. Musimy zmodyfikować nasz aparat percepcyjny (i naszą politykę) tak, by odnaleźć „język” w głosie pojedynczego zwierzęcia, zwierzęcej populacji, gatunku albo ekosystemu.
5 Przez „nowoczesność” rozumiem tu formację kulturową zapoczątkowaną przez wejście kapitalizmu w fazę subsumcji realnej (przekształcenie sfery produkcji – narodziny fabryki), narodziny demokracji, powieści i ruchów emancypacyjnych, w tym feminizmu. Jej początek – moment, w którym składające się na nią przepływy tworzą po raz pierwszy rozpoznawalną konfigurację – przypadałby mniej więcej na drugą połowę XVIII wieku Podążam tu za Immanuelem Wallersteinem, Erikiem R. Wolfem i Michelem Foucaultem.
Joanna Bednarek o swoim tekście:
W eseju dążę do postawienia i rozwiązania następującego problemu: jaka jest relacja dwóch form myślenia – filozofii i sztuki (a konkretniej: literatury)? Doszłam do wniosku, że odpowiedzieć na to pytanie to pozbyć się powracającego uparcie rozróżnienia na wartość artystyczną tekstu i jego wymiar polityczny. Polityka nie jest tym, co powszechnie się za nią uważa – pewnym rodzajem praktyk, mających miejsce w obrębie konkretnych instytucji społecznych. Stanowi ona przede wszystkim coś, co umożliwia komunikację między odmiennymi praktykami.
Polityka feministyczna jest w tym przypadku szczególnie dobrym obszarem analizy: ukazuje bowiem ze szczególną jasnością powiązania między różnymi formami myślenia i różnymi praktykami – w tym przypadku literatury i filozofii. Różnica płci pojawia się bowiem w obrębie nowoczesnej episteme jako tyleż problem polityczny, co literacki afekt i pojęcie filozoficzne; między tymi formami istnieje powiązanie, ujawniające, że afekty i pojęcia mają z istoty charakter mieszany, „nieczysty” – wbrew temu, co mówi na ten temat mit, który nowoczesność opowiada o samej sobie. Opisuję zatem pojawienie się różnicy płciowej jako afektu, a następnie pojęcia na przykładzie twórczości wybranych pisarek i filozofek, uwzględniając także ich pozycję w literackim kanonie i w historii filozofii.